Szybko się uwinęliśmy i dalej do Kalisza droga była już bez przystanków.
No i zaczęło się: serdeczne powitania ,uściski,całusy a nawet i łzy wzruszenia.Odwiedzin ciotek,wujków,kuzynostwa nie było końca.Wszystkie przesympatyczne i bardzo rodzinne.U każdego
obiadki ,kolacyjki ,ciasteczka i malinowa naleweczka.To co zjadłam i wypiłam powinno mi wystarczyć na cały tydzień a to wszystko tylko w ciągu 2 dni pochłonęłam.Wieczory upływały na wspominkach ,oglądaniu zdjęć.Nawet nie wiedziałam,że mam tak liczną rodzinkę.Niektórzy widzieli mnie pierwszy raz (i ja ich też) ale jakbyśmy się znali od zawsze.Oczywiście powstały też plany następnych odwiedzin,więc na łamach mojego bloga zapraszam teraz do siebie. Na odjezdne oczywiście otrzymałam od wujostwa dwie duże butelki słodziutkiej naleweczki z malin.Zawsze gdy będę się nią delektować pamięcią będę wracać do Kalisza .
W drodze powrotnej nie wolno ominąć Zamku Czartoryskich w Gołuchowie.Przepiękny zamek z ciekawymi eksponatami.Polecam skorzystać z usług przewodnika-pokaże i opowie na pewno więcej i ciekawiej niż tylko korzystając z broszur.
Wróciłam do domu zmęczona podróżą ale bardzo zadowolona z wyjazdu.Muszę kiedyś zaciągnąć mojego męża i dzieci do Kalisza.Do zobaczenia następnym razem moja rodzinko.Piję wasze zdrowie malinową naleweczką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz